Czas tyka … Mój malutki Kubutek wkrótce skończy SZEŚĆ LAT !!!
Już, aż, dopiero?? Pamiętam doskonale dzień, kiedy dowiedziałam się , że pod sercem mojej córki bije serduszko dziecinki. Cudowna chwila, przeogromna radość. Maleństwo kształtowało się, rosło.
Gdzieś zakodowałam sobie lat temu wstecz, że pierwsza będzie dziewczynka. Nie Mamo…to jest chłopczyk!! – usłyszałam po wizycie u lekarza, który potwierdził płeć. Szalałam z radości.
Kupowałam systematycznie całą wyprawkę…to, to, to…jeszcze to. Miłe Panie w sklepach, które odwiedzałam zawsze miały przygotowane jakieś ubranka, grzechotki, pozytywki…To dla niego, mojego wnusia !!! Tuliłam się do córki i rozmawiałam do dziecinki, której jeszcze nie widziałam. Skarbie, tak bardzo Ciebie kocham…to ja, Twoja babcia – wiesz. Rośnij Słonko i przyjdź na świat! Czekamy !!! 27.09.2006 r…..dotknęłam pierwszy raz aksamitne ciałko mojego wnuczka. Tego zapachu niemowlaczka nie zapomnę. Minki , które kształtowały się na buźce były cudownym obrazkiem. Mogłam godzinami stać nad kołyską i patrzeć na dar najcenniejszy…Kubusia.Przybierał na wadze, rósł . Z czasem wiedziałam, że już poznaje twarze . Czekałam na dzień, kiedy zrozumie, że jestem Jego babcią. Dumnie pchałam wózeczek .Zatrzymywałam się przy klombach kwiatów. Opowiadałam, co to za roślinki. Pokazywałam zwierzątka . Gdzieś na posesji sąsiadów biegały kury…BABA- pa..ko ko !! Tak Słonko, to jest kurka, robi ko-ko. Piesek, kotek. Nauka chodzenia w chodziku, z czasem za rączkę….i pierwsze samodzielne kroczki . Kubuś nie potrafił wolno chodzić. Biegał po mieszkaniu w tempie, które „babcia” łapać musiała. Śliczny śmiech dziecka , radość tak szczera resetowały problemy dnia codziennego. Uwielbiałam chwile, kiedy nuciłam kołysanki, a On wtulony zasypiał w moich objęciach. Kładłam Kubutka do łóżeczka, patrzyłam jeszcze czas jakiś…Wracałam do domu odtwarzając sobie Jego minki, słowa, …zapach.
Bóg podarował mi piękne dwa lata . Dwa lata radości jedynej w swoim rodzaju..
Czekając na operację brałam tony leków. Nie czułam się „najlepiej”…. Moje dolegliwości skutecznie łagodził Kubuś…Tulił się, przynosił swoje zabawki .Bawiłam się z dziecinką na ile sił starczało…Dla Niego zawsze miałam ich wiele…
Trudne było pożegnanie przed moim pójściem do szpitala. Ukochał mnie tak bardzo, dał setki buziaczków…ba- ba „ pa, pa”…Moje mieszane uczucia , czy wyjdę z tego, obudzę się po narkozie, co usłyszę, jaki los dalszy…Cały czas miałam w sercu moje dzieciątko . Opowiadałam o nim pacjentkom, które ze mną leżały na sali. Tak bardzo tęskniłam. Choroba zmusiła mnie do miesięcznej izolacji od istotki, która była i jest niczym tlen .
Nigdy, w najczarniejszym scenariuszu swoje życia nie przewidziałam, że uścisk mojego wnuczka , magiczne słowo BABA , pa, pa przed pójściem na oddział szpitalny, zawalczeniem tym razem o siebie – będzie ostatnią sylabą, którą usłyszę z ust dziecka …mojego daru.
Czy to jakieś przeznaczenie??? Kubuś był całym sobą z nami do chwili, kiedy nie poddałam się operacji…Z czasem znikał myślami, o czym nie miałam pojęcia. Zobaczyłam dziecinkę w okolicznościach… pisałam o tym dramacie w poprzednim poście . Pewnie tylko pokora, wiara, nadzieja , które stanęły z boku pozwoliły przetrwać bolesny okres. Zaakceptować stan, który tak nagle zaskoczył. Nie było mi dane przez kolejne dwa lata cieszyć się zdrowiem dziecka. Szklana tafla odgrodziła Kubusia od naszego świata. Był,,,a jakoby Jego nie było. Nie było buziaczków, tulenia, słów. Moja miłość była ciągle ta sama…tylko On tego nie rozumiał. Bolało okrutnie . Mówisz, a malutki człowieczek nie słyszy…patrzysz, a dziecko nie widzi Twojej twarzy. Nawet nie wiesz, czy widzi postać, czy jakąś plamę zarysowaną w oczkach…Okrutna próba przetrwania…i walka z wiarą w wygraną…Skołatane myśli…czy będzie miał chociaż jednego kolegę, koleżankę. Samotnie iść przez świat…Boże, to niemożliwe…
Ten czas już za nami. Jego sześć LATEK…Pierwszy raz urządzimy Kubusiowi malutki Kinder bal…z balonikami, grami, zabawami dla JEGO kilku kolegów…Przyjdą, przyjęli zaproszenie….,a ON, On pierwszy raz czeka na swoją uroczystość ze zrozumieniem. Tak bardzo się cieszy…będą koledzy…dzieci, których przestał się bać. To nie tylko światełko, a łuna na tym szlaku . Nadzieja i wiara , że kolejne jutra muszą być tylko lepsze…
„Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego”. Marek Aureliusz
„Uśmiecham się – choć brakuje czasem sił. Uśmiecham się – choć większość spraw się wali. Uśmiecham się – choć wszystko mnie przerasta. Uśmiecham się – bo tak trzeba. Uśmiecham się – ale się nie śmieję!!!. Uśmiecham się, by wieczorem wylewać swój ból w poduszkę. Uśmiecham się aby dawać siłę innym”. autor nieznany
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=y10YacTVy-E[/youtube]
Permalink
Gosiu,co tutaj można jeszcze dodać.Serce na dłoni i przeogromana miłość ,która je wypełnia.Ma Kubuś szczęście,że ma taką babcię.Twoja choroba i zwycięstwo nad nią ,to siła walki do życia. Miałaś cel,chciałaś żyć i zwycięzyłaś.
Usciski Gosiu dla Ciebie,Kubusia i całej rodzinki.Ola.
Permalink
Kochana Moja Babciu Gosiu:)Jak miło czytać o tych wyderzeniach tych strasznych wydarzeniach juz w czasie przeszłym pisanych,lepiej by to nigdy się nie wydarzyło ale pewnie wtedy byście byli trochę innymi ludzmi niż teraz wierzę w to że to ma jakiś ukryty sens nawet jeśli go teraz nie rozumiemy,ale Pani to doskonale wie…
Ucałowania dla Kubutka i Jego Rodziców dla Pani także:)
pozdrawiamy i dziękuję za wszystko…
Judyta-Mama Nikosia
Permalink
Zawsze jak czytam o tych dwóch latach zdrowia podarowanego przez Boga -to ryczę niemiłosiernie….
Tylko dwa lata!!!!!!!!!!!!
Babciu Gosiu ,pozdrawiam Cię serdecznie.
Buziaczek dla Kubusia!
Permalink
Bardzo panią lubię, babciu Gosiu!!!