„Idźmy nowymi drogami. Użyczajmy sobie nawzajem nadziei.
Bo nadzieja istnieje. Słońce nigdy nie jest znużone i wstaje każdego poranka na nowo.
Jeszcze rodzą się dzieci ze śmiejącymi oczyma.
Jeszcze istnieje wielu ludzi, w których piersiach bije wrażliwe serce.
Dać nadzieję, znaczy nieraz tyle, co przywrócić życie drugiemu,
czuć się za drugiego odpowiedzialnym. Gdzie jeden kwiat znowu może zakwitnąć,
pewnego dnia rozkwitną ich tysiące!” · Phil Bosmans
Mój szlak życia nie jest jednostajny. Jak tysiące z nas bezustannie los przerzuca mnie na inne ścieżki , które są obce, czasami ciemnie, pokryte gąszczem chwastów nieznanych . Bywa, że któraś z tych roślin nieznanych bardzo mnie pokaleczy . Boli,…ale tylko czas jakiś.
Mam w sobie nadzieję, moją cudowną Przyjaciółkę, która pozwala mi przetrwać ten dziwny ból , opatrzy jakoś i sunę na przód .
Wiele dramatów przeżyłam, wiele razy stałam na rozdrożu nie widząc tego drogowskazu.
Którędy pójść ?? Szybko jednak pojmowałam, że jeżeli przejdę kolejny odcinek, nie trafię w obrane miejsce, zawrócę na to skrzyżowanie , pójdę inną ścieżką. Będę szła tak długo, aż trafię.
Pamiętam, kiedy padła diagnoza tak ciężka…ma Pani nowotwór – na kilka dni zamilkłam całkiem. Burza w głowie nie pozwalała skupić uwagi na niczym. No tak, przegrałam!! Chciałabym jeszcze trochę żyć dla dzieci, Kubusia . Chciałabym…, tylko szansa już maleńka.
Kilka dni walki samej z sobą, wszystkie za i przeciw. Poprzednie lata niczym kadry z filmu przemykały mi przed oczyma. To już było…Dzisiaj wiem, że swoje okrutne przerażenie nad przyszłością sama sobie wpajałam. Przyjmowałam tylko złe doznania bez grama optymizmu.
To był mój błąd . Wystarczył przekaz , opis stanu dzieciom, bliskim – i wokół mnie zrobił się prawdziwy tłok Aniołów. Myśleli, działali już za mnie …Niczym marionetka poddawałam się tej magicznej wręcz opiece. Przygotowanie do operacji , tony leków …dawałam radę.
Malutka rączka Kubusia na moim policzku, Jego szczery, dziecięcy uśmiech…”bacia aja- aach” – mocno mnie przytulił. Tak bardzo Ciebie Kocham Aniołku .Wszystko przetrwam, każdy ból i wracam . Innej opcji nie ma…Leżąc w szpitalu wyobrażałam sobie jak rośnie, ile słów już potrafi powiedzieć…On na mnie czeka…Mój wnuk…Odliczałam dni, kiedy wyjdę do domu. Zbiorę siły i zobaczę ich Wszystkich, Kubusia, którego nie widziałam dwa tygodnie…Jutro, już jutro wychodzę- krzyczałam z wielką radością. W przeddzień wyjścia ze szpitala, popołudniu kolejny cios. Temperatura skakała jak szalona. Konsultacja specjalistów…stan zapalny rany , jutro jeszcze Pani nie wyjdzie do domu!! Kilka sączków , litry kroplówek z antybiotykiem i moje łzy do poduszki …Wszystkie pacjentki już wyszły, a ja ??? Czyszczenie rany bardzo bolało. Kilka razy w ciągu doby przez te okrutne sączki wlewali mi płyn dezynfekujący, wyduszali ropnie, które siały się niczym perz. Zdarzało się, że mdlałam z bólu…Kolejny zabieg już za mną. Leżałam sama na sali, obok w przyległej do mojego pokoju Pani Grażynka. Przez ścianę opowiadałyśmy sobie o dzieciach, Ona o swojej gromadce wnuków, ja o moim Kubutku. Czeka na mnie . Koszmar trwał 10 dni, stan się ustabilizował…Wychodzę…Jeszcze tylko wyniki i tak się „pozbieram”, jak nigdy w życiu.
Po kilku dniach wyniki potwierdziły moją wygraną. Obszar zagrożony został usunięty, nie ma przerzutów …ŻYJĘ !!! Różaniec był moim amuletem. Ściskałam te paciorki, kiedy bardzo bolało. BOŻE, DZIĘKUJĘ !!! Tak bardzo dziękuję!!!
Przyprowadźcie już mojego Motylka…Tak bardzo tęsknię za nim…Przyszedł Kubuś, mój tlen na dalszą podróż…Nie, to nie jest to samo dziecko..Kubutku, Słonko moje…daj mi chociaż rączkę…Cisza tępa, pusta, wroga…Jest, ale nie On, nie chłopczyk , który wygląda tak samo…Kolejny dzień , kolejna wizyta…Choć ból fizyczny trwał we mnie , nie czułam tego. Ból duszy , niewiedza bardziej bolą. Pierwszy kontakt z psychologiem – odebrałam ten przekaz nasycona buntem…Kubuś jest niegrzeczny, trzeba Jego karać? O czym ta kobieta mówi? Pewnie dobrze, że jeszcze nie mogłam samodzielnie się przemieszczać. Pojechałabym na spotkanie z ta Panią na sto procent, podjęła rozmowę w sobie znanym tonie…
Myśli Kubusia zniknęły ….ulotniły się całkowicie. Kolejna wizyta, cykl wizyt …Mamo, Kuba ma AUTYZM!!! Byłam jeszcze na zwolnieniu, miałam sporo czasu. Komputer i ja przy nim dziesiątki godzin…Różne informacje….optymistyczne i całkiem pogrążające . Wypychałam ze swojej psychiki przekaz, że z tym zaburzeniem nie da się nic zrobić!!!
Wczytywałam się w los dzieciaczków, które były już na tym trudnym szlaku . Wpatrywałam się w początkowe fazy przebiegu zaburzenia i stan obecny. Jak nie można niczego zrobić…MOŻNA i to bardzo wiele. Nie, nie od razu, nie z dnia na dzień. Czym jednak jest okres kilku lat pokory, cierpliwości, terapii , kiedy gdzieś czeka zwycięstwo!! Odszukamy, poukładamy myśli Kubusia . Tylko daty jeszcze nie znałam….Po kilku miesiącach tej heroicznej walki Kubutek okazywał pewne zrozumienie…Pracował bardzo ciężko, pracuje do dnia dzisiejszego i będzie pracował jeszcze długo. To nic !!! Jest już z nami coraz częściej…Myśli, rozumie, okazuje emocje, mówi , choć mało płynnie , patrzy w oczy…Te trzy i pół roku wyzwoliło tyle nadziei, sił kolejnych na dalszą podróż. Do doskonałości jeszcze miliony kilometrów. Ważne, aby iść w równym tempie, nie zwalniać, a przyspieszać.
„Idźmy nowymi drogami. Użyczajmy sobie nawzajem nadziei.
Bo nadzieja istnieje. Słońce nigdy nie jest znużone i wstaje każdego poranka na nowo”.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=xaKvAiDtz3o[/youtube]
TAK BYŁO
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=25KizHz0FVE[/youtube]
TAK JEST!!! MOJE SŁONKO Z CISZY , SAMOTNOŚCI WYSZŁO ..ŚMIECH DZIECKA, RADOŚĆ JEGO I NASZ DOM WYPEŁNIA…TO TYLKO KWESTIA CZASU …
PS. Proszę, przeczytajcie post poniżej…o Franku i Miłości Rodziców do Dziecka…Oferta zakupu domu jest nadal bardzo, bardzo ważna. Oni tak pokornie czekają!!!!
Permalink
Dziękuję za słowa wsparcie – każdy z nas musi doładowywać akumulatory… Powodzenia w dalszej terapii i dużo, dużo zdrowia i siły.