” AUTYZM- CHAOTYCZNY TANIEC UMYSŁU „
„Refleksja”
Powracam pamięcią wstecz. Widzę malutkiego Kubusia,
roześmianego bobasa wnoszącego tyle ciepła do naszej
rodziny.
Kiedy miał roczek, dwa latka sporadycznie chodził prawidłowo,
ustawiając stopę na podłożu. Biegał na czubkach
paluszków. Biegał bardzo szybko, nie patrzył na przeszkody.
Nasza kondycja fizyczna ćwiczona była w tempie narzucanym
przez Iskierkę. Chcąc asekurować jego upadek biegaliśmy
za nim. Oj, zadyszka niekiedy dopadała. Kręcenie
w kółeczko tak zwinnie, rytmicznie. Bałam się, że straci
równowagę, zakręci się w główce i upadnie. Kubuś zatrzymywał
się po kilkunastu piruetach i nie chwiał się.
Pamiętam jaki był z niego „czyścioszek”. Miał swój rytuał
w myciu rączek. Ręcznik musiał leżeć w pobliżu, dotykał
go. Potem mydełko było obracane wielokrotnie w dłoni,
a strumień wody długo spłukiwał pianę. Wyjście do łazienki
niekiedy wydłużało się do kilkunastu minut. Cóż, myślałam,
które dziecko nie lubi pochlapać się w wodzie.
Kubuś układał też precyzyjnie zastawę na stole. Talerzyk,
łyżeczka, szklanka stały ustawione według jego kompozycji.
Zauważył każdy szczegół, każdą zmianę, którą często
sami powodowaliśmy. Prowokowaliśmy go celowo do
chwili, gdy na jego twarzy nie pojawiał się grymas niezadowolenia.
Pamiętam jak wyciągnął ze swojej ulubionej pieluszki
tetrowej małą niteczkę, potem kolejną i jeszcze jedną.
Zwijał te niteczki i tworzył pędzelek. Przykładał pod nosek,
za uszko i tak zasypiał. Pieluszka była tą samą przez
kilka miesięcy. Prana wielokrotnie powracała do rączek,
które o nią prosiły. Inna była natychmiast odrzucana.
To zachowanie wydawało się nam prozaiczne i normalne
dla dzieci w jego wieku. Nikt nie przypuszczał, że są to
objawy tajemnicy, którą nosił w swoje głowie. Właśnie ta
precyzja, wirowy ruch ciała lub obracanie przedmiotów,
bieganie na paluszkach, obsesyjne kręcenie w kółeczko, to
były sygnały, których nikt nie postrzegał z niepokojem. Te
widoki cieszyły. Były tak spontaniczne, szczere i dziecinnie
piękne. Pierwsze słowa: „baba daj pić coli”, „daj am”.
Spacery, cudne chwile. Pchając dumnie wózeczek zatrzymywałam
się przy krzakach, drzewach, klombach
kwiatów. Opowiadałam Kubusiowi co to jest. On potwierdzał,
że rozumie swoim cichym „acha”, pytając wielokrotnie
„cio to?”. Godzinami mogłam odpowiadać na pytanie
dziecka, które poznawało piękno natury, życia.
Kiedy Kruszynkę dopadały infekcje, cierpiałam z boku.
Odliczałam dni, godziny wierząc, że każda chwila — to krok
do zdrowia. W sypialni na stoliczku mam kilka aniołków.
Pamiętam dzień, kiedy Kubuś kolejny raz opuścił oddział
szpitalny. Dzieci przyjechały do mnie. Podeszłam z nim do
stoliczka, wzięłam różaniec i poprosiłam: Skarbie, zrobimy
Bozi amen. Wiesz, to jest różaniec. Bozia usłyszy nasze
prośby, żebyś tak często nie chorował. Uklękłam, uklęknął
obok Kubuś. Złożył swoje maleńkie rączki i modliliśmy się
wspólnie. Jedyne słowo, które powtarzał było tak proste, to
„amen”. Choć ta chwila trwała krótko, to dała wiele wzruszenia.
Ja i mój wnuczek — wspólna modlitwa. Tych pięknych
chwil nie zapomnę do końca życia. A potem…, potem
nastała cisza. Cisza przerażająca, głucha i ciężka. Kubuś
odchodził w swój świat. W maleńkiej rączce maleńka zabaweczka
— jak najmniejszy wagonik czy samochodzik. Mocno
ściśnięty i tylko jego. Opowiadałam bajeczki, nuciłam
piosenki. Niekiedy na sekundę zahaczał wzrokiem o moją
twarz, ale zaraz następowało oddalenie.
Bolało, tak strasznie bolało to nagłe odejście wesołej
istotki w krainę myśli, których nikt nie rozumiał i nie rozumie
do dzisiaj. Niekiedy trzymałam jego główkę, gdy spał
i pokornie błagałam Boga, aby przerwać ten koszmar. Nie245
bóg nie przerwał. Dodał pewnie sił, żeby to wszystko jakoś
zrozumieć. Pomógł poukładać swoje myśli, żeby nie oszaleć
z niemocy. Tak trwamy po dziś dzień.
Wiem, że trzeba, że wiara czyni cuda. Nastanie dzień,
kiedy Kubuś powróci z dalekiej podróży. Życie nie składa
się z samych satysfakcji…
Czerpię swoje siły z mądrych słów, przekazów, sentencji.
Koduję sobie przesłania od zawsze i wdrażam je w życie.
Tyle mądrych przypowieści ku pokrzepieniu duszy. Idąc sam
swoim szlakiem, odpychają miłość, przyjaźń — upadniesz.
Nikt tobie nie poda ręki. Nie zauważy, że zabrakło ciebie
w tym kręgu. Twoja przyszłość to ciąg twojej przeszłości.
Jeżeli z tych źródełek zaczerpnąłeś chociaż krople do
buteleczki, zachowałeś bezcenne dary, które swoje owoce
będą rodziły w miarę potrzeb. Jeżeli zaś przeszedłeś całkiem
obojętnie wobec tych praw nie zapisanych, praw moralnych,
nie zebrałeś owocu, który ciebie kiedykolwiek pokrzepi.
Staruszek w przybrudzonej odzieży podał ci łyk wody.
Byłeś blady, smutny. Siedziałeś na ławce ciężko oddychając.
Starzec myślał, że jesteś chory. Odepchnąłeś dłoń, bo była
pomarszczona. Odrzuciłeś dobro, które było tobie dane.
Kobieta w podeszłym wieku poprosiła, abyś pomógł
jej zanieść siatkę z ziemniakami do domu, bo ciężko jej. W
pobliżu stali twoi roześmiani koledzy. Szybki wybór — kobieta
i jej prośba czy „wstyd” przed kolegami. Odmówiłeś.
Zgubiłeś swoją wrażliwość.
Siedziałeś na ławce, obok znajomi. Nagle maleńka dłoń
dziecka, lekko ubrudzona dotyka twoich włosów. Dziecko
uśmiecha się szczerze, biegnie za piłeczką, która leży pod
twoją ławką. Odpychasz tę rączkę niczym pająka, kopiesz
też piłkę bardzo daleko. Nie oddajesz jej wprost dziecku.
Odrzuciłeś właśnie czułość.
Impreza. Długo na nią czekałeś — telefon. Głos sąsiadki
drży, mieszka w pobliżu. Kiedyś pomagała twojej mamie.
Była przy tobie, gdy leżałeś chory w łóżku, a twoja mama
robiła pospiesznie zakupy. Sąsiadka nie miała dzieci, mąż
zmarł. Prosi pokornie, żebyś dopilnował jej zwierząt, bo na
kilka dni pozostanie w szpitalu — zasłabła. Prosi też o dokumenty,
o twoją wizytę w szpitalu. Masz zabrać klucze do
jej domu, dostarczyć leki, które aplikuje. Lekarze czekają.
Mija chwila, przerywasz rozmowę. Idziesz na imprezę. Sąsiadka
poczeka, albo i nie. Odtrąciłeś prośbę.
Kokietujesz dziewczyny, wzbudzasz ich zaufanie. Jedna
bezgranicznie tobie zaufała, zakochała się tak bardzo.
Nie ma pojęcia, że tłumacząc się nadgodzinami w pracy
przebywasz u boku tej trzeciej, czwartej. Zadrwiłeś z jej
uczucia, odrzuciłeś miłość.
Jak dobrze spojrzeć po latach w lustro, przez łzy niemocy
powiedzieć sobie samemu, przed Bogiem. Dzięki Tobie
panie, że nie skrzywdziłem nikogo świadomie, dawałem
miłość, byłem wrażliwy, czuły. To z czasem zostanie mi
oddane. Nie znam tej chwili, ale mogę na nią spokojnie czekać.
I usiądę w tym wielkim kręgu ludzi, którzy podadzą mi
swoje dłonie. Moja przeszłość jest ciągiem mojej przyszłości.
To takie proste.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=Qg2CKtCUPEY[/youtube]
TO BYŁ POCZĄTEK…..
Permalink
Często w życiu tak bywa, że wybieramy tą gorszą drogę ponieważ całkiem poprostu łatwiej się nią idzie – bez potrzeby wyrzeczeń, wyborów nie oglądając się za siebie lecz czy nie warto wybrać tej trudniejszej, często krętej ale prawej- zastanówmy się więc nad wyborem.Ty Gosiu dobrze wybrałaś i szacunek wielki za to 🙂
Pan Bóg za dobre wynagradza a za złe karze.
Nie jest to komentarz tylko kolejny przekaz i takie moje przemyślenia.