Ktoś kiedyś zadał pytanie – czy ten, któremu los bezustannie stawia trudne wyzwania może powiedzieć, że czerpie radość z tego życia. Odpowiem – TAK, czerpie TONY radości, ale cieszy się pewnie inaczej , bo i świat postrzega inaczej.
Opis chwil szczęścia przez każdego jest różny…tak bogaty wachlarz emocji.
Może cieszyć widok płatka śniegu, kropli deszczu….rosy. Może cieszyć widok noworodka z pięknym grymasem uśmiechu na drobnej twarzyczce. Widok dwojga starców trzymających się czule za ręce…spracowane trudami minionych lat..
Każdego dnia zdarza się taka chwila…i albo ją uchwycisz, albo przejdziesz obok i zrozumiesz za czas jakiś, że to była Twoja radość…
Suty obiad ucieszy głodnego…niekiedy bułka z pasztetem jest radosna.
Zakup wymarzonego samochodu, domu, wymarzona podróż ….Ile osób, tyle sposobów na odszukanie tej chwili szczęścia. Marzenia…wszyscy je mamy..te duże, te małe. Życie oferuje tak wiele. Optymizm i wiara często przechyla się w naszą stronę. Pesymiście trudno się odnaleźć w czasach , kiedy pojęcie stabilizacji na różnych płaszczyznach życia staje się już egzotyczne…
Niekiedy splot wielu sytuacji dodaje tony pozytywnej energii…spływają nagle, nieoczekiwanie i wyzwalają adrenalinę tak bardzo potrzebną do kumulacji sił…
Trzeba to dostrzegać, bo czas tyka …ta minuta, godzina nigdy więcej się nie powtórzy. Odejdzie i nie pozostawi po sobie śladu. Można czerpać radość w najbardziej trudnych chwilach. Ból…jego natężenie ma swoją krzywą….wzmaga, oddala się …i ten moment oddalenia intensywnego bólu możesz nazwać Twoją sekundą radości…
Cieszą piękne krajobrazy, natura przetworzona w niepowtarzalne arcydzieła…jedyne w swoim rodzaju. Utrwalone fragmenty życia na fotografii, w klatkach kadru filmu…po czasie cieszą…są przeszłością, która pozostawiła swój ślad..
Idąc ulicą patrz na twarze ludzi…tak dużo z nich wyczytasz…szczęście, miłość, radość…są też łzy, złość i dziwna agresja .
Cieszy dobro dawane innym….ot tak, spontanicznie – jak człowiek człowiekowi.
Odwiedził mnie w moim biurze bardzo smutny człowiek. Zapukał do drzwi jakiś czas temu .Usiadł zmęczony ( biuro mam na 2 piętrze) chwilę odpoczął .
Mężczyzna miał na twarzy napisane – CIERPIĘ< POMÓŻ MI. Blada, pomarszczona twarz w odbiciu zielonej, lekko podniszczonej kurtki…i piękne dłonie …równie blade jak twarz.
Miał przy sobie siatkę , a w niej kilka obrazów…obrazy wykonane tymi pięknymi dłońmi .
Krajobrazy przeniesione na płótno różnymi technikami. Zapomniane , stare uliczki, Kościoły, stare kamienice. Oglądałam te prace i zerkałam na twarz człowieka.Nie byłam zbytnio zainteresowana zakupem …Mężczyzna bardzo powoli prezentował swoje dzieła, tłumaczył co odzwierciedla obrazek…obraz. Nie mogłam się powstrzymać, zarazem krępowałam się zadać to pytanie.Przemogłam się i spytałam…czy Pan się źle czuje??. Ten oddech przerwany między słowami …i ta bladość . Mężczyzna miał w oczach łzy….Wie Pani, mam raka, jestem po kolejnej chemii, nie mam środków na zakup leków. Kiedyś, jak byłem zdrowy malowałem obrazy, to był mój dochód…wystarczało na wiele. Teraz nie mam nic…pokazał mi receptę na leki , choć o to nie prosiłam…Wśród kilku obrazków wypatrzyłam jeden…Kościół, w którym zostałam ochrzczona. Wybrałam ten, zapłaciłam więcej, niż sobie życzył…życzyłam dużo zdrowia. Ucieszył się ten obcy mężczyzna, a jego uśmiech na zmęczonej chorobą twarzy ucieszył i mnie. Przyszedł kolejny raz kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia. Zapukał, usiadł …ten sam smutny widok. Wyszeptał słowa, które wzruszyły tak bardzo. Wiem, już raz Pani kupiła obrazek…obszedłem kilka biur…nikt nie chce kupić …a ja znowu nie mam na leki i wstyd mi. Ponownie dałam mężczyźnie jakąś kwotę, choć każdy grosz przeliczam na terapię Kubusia…tym razem nie wzięłam obrazu. Powiedziałam, że to zaliczka, a jak kiedyś poczuje się lepiej narysuje portret mojemu Kubusiowi…Miałam trochę słodyczy, ozdoby z czekolady stały na biurkach….zgarnęłam je i włożyłam do zniszczonej torby nieznajomego.
I ta JEGO radość …kilka słów…wie Pani, ja tak dawno nie jadłem czekolady, a prezentu na Święta nie dostałem kilka lat. Te gwiazdorki , łakocie to mój prezent – dziękuję…
Kierując się mottem, że dobro powraca…nie musiałam czekać długo na „zwrot „ .
Kubuś na Święta został obdarowany przez ANIOŁY takim zasobem pomocy dydaktycznych, że jeszcze do chwili obecnej półeczki są zapełnione …
Kilka dni temu los TAK pozytywnie nas zaskoczył. Kubuś otrzymał dar , którego w życiu nie przewidywałam.
DOBRE ANIOŁY jednej z firm zabezpieczą Kubusia na okres kilku miesięcy w możliwość intensywnej terapii. MOTYLEK będzie miał szansę korzystania pod okiem specjalistów z terapii behawioralnej, sensorycznej, logopedycznej . Będzie to taki „wzmożony atak” w jego stan zdrowia, który z uwagi na barierę finansową był bardzo ograniczony…
Te środki …to niczym tęcza po ogromnej burzy . Stanęliśmy na rozdrożu ….już nie miałam pomysłu do kogo pukać, jak prosić o pomoc. Z całych sił odpychałam myśl, że ich zabraknie, że Kubuś na jakiś czas będzie musiał przerwać wszelkie terapie z udziałem specjalistów , bo moje finanse już się wyczerpały totalnie…a tutaj taka niespodzianka.
I to cieszy ludzi, którzy w życiu mają „ pod górkę” . Cieszy podawanie pomocnej dłoni i otrzymywanie dobra , którego nie można opisać słowami…
Ta spontaniczna, bezinteresowna pomoc jest pierwszym tak dużym zastrzykiem, który otrzymaliśmy. Cały proces leczenia Kubusia pokrywałam z własnych środków, z kredytów, które zaciągałam na jego leczenie. Długi pozostały, będę je spłacała – to jasne.
Na subkonto KUBUSIA w Fundacji DOBRE ANIOŁY wpłaciły 500 zł od maja 2010 r.
To spontaniczny dar serca , niestety nie znam nazwisk tych osób . Z całego serca dziękuję w imieniu swoim, Kubusia, dzieci za te kwoty, które być może dla niektórych były uszczupleniem swoich skromnych budżetów. Wyrwać dzisiaj 50 zł dla wielu znaczy ogrom….takie czasy. Jednak kilkoro z tych anonimowych darczyńców przeznaczyło je na terapie Kubusia. DZIĘKUJĘ !!!!!!!!!!!!!!
Cieszy każde dobre słowo , każdy gest…i życie ponownie oddaje swój zapach….zapach nadziei na lepsze jutro…Walka trwa i trwać będzie…teraz na chwilę zostaliśmy uzbrojeni w broń zwaną tak powszechnie…środki finansowe z przeznaczeniem na kształtowanie ISTOTKI, która opuszczona zagubiłaby się całkiem ….razem z tymi, którzy stoją u Jego boku…
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=KC_OyBHwjZ8[/youtube]
Permalink
… bo ja wierzę może naiwnie w to, że dobro przyciąga dobro. Kiedyś przeczytałam mądre słowa o tym, że chore dzieci trafiają często(nie zawsze niestety) do dobrych, pogodnych rodzin. Żeby widzieć usmiech, miłość. Kubuś ma fantastyczną rodzinę, ja wierzę że dzięki temu właśnie takie zdarzenia i Anioły pojawiają się w jego życiu.
Permalink
Mam nadzieję, szczerze w to wierzę! Że konto troszkę urośnie, kiedy zaczną spływać „procenty” z rozliczeń podatku. Bardzo bym chciała! Wielką radość sprawiła mi informacja o terapii Kubusia! 🙂 I ja dziękuję darczyńcy z całego serca! 🙂
Ściskamy mocno całą Rodzinkę!!