Kubuś 26 września skończy CZTERY LATKA !!!! już? aż? dopiero? .
Kiedy wracam wspomnieniami do chwil tak cudownych, do oczekiwania na JEGO narodziny zawsze się wzruszam. Uczucie niezwykłe. Pierwsza radość to słowa dzieci, że córka zostanie Mamą…..Boże, myślałam..tak niedawno to ja czekałam na JEJ powitanie, to ja nosiłam ją dumnie pod sercem , wydałam na świat. Moja MALEŃKA CÓRECZKA zostaje sama MAMĄ…wiadomość była radością Nas Wszystkich. Czas rozwiązania zbliżał się. Jako matka znałam ból porodu…ale ten tak szybko się zapomina. Dzieciątko łagodzi wszelkie dolegliwości, wnosi w codzienność tylko radość…..
W dzień przed pojawieniem się wśród Nas Kubusia dzieci były w moim domu do godzin wieczornych. Głaskałam brzuszek przyszłej mamy, tuliłam głowę i słuchałam bicia serduszka życia, które jest częścią mnie samej……częścią przykutej do łóżka prababci, którą odprowadzałam do DOMU OJCA cztery długie lata. Tak pragnęłam, aby i ONA doczekała powitania pierwszego chłopczyka w Naszej rodzinie. Moja Mama bardzo zmęczona chorobą chwilami rozumiała, że ten CUD NARODZIN nowej istotki zbliża się.
Był 25 września 2006 r.….około godziny 21.00 przedzwoniła córka i zmęczonym głosem powiedziała –MAMO, zaczyna się, jedziemy do szpitala. Chwila była niepowtarzalna, była jedyna w swoim rodzaju, przepiękna minuta mojego życia. Czas tykał…..w kontakcie telefonicznym byłam z córką kilka godzin. To był poród rodzinny….zięć wspierał córkę, czekał na pierwszy krzyk swojego SYNA. Noc czekania była wiecznością….i 26 września KUBUŚ około 7.00 wydobył z siebie ten pierwszy głos….Pobiegłam po kilku godzinach do Szpitala….zobaczyłam maleńkie dzieciątko, TO BYŁ MÓJ WNUK. Aksamitne ciałko, Boże – tego momentu nie zapomnę nigdy. Uświadomiłam sobie tak czytelnie, że na świat zagościła istotka, która będzie kompensowała w moim życiu wszelkie porażki….tak było , jest i będzie. Kilka dni po porodzie córka przyjechała z Kubusiem do mojego domu ” przedstawić” prawnuczka mojej Mamie…….Padłam na kolana, klęcząc położyłam Kubusia na jej piersi……MAMO.. powiedziałam, to jest MÓJ WNUSIO, TWÓJ PRAWNUCZEK….płakaliśmy wszyscy z radości. Mama przytuliła tą kruszynkę z wielką miłością, ucałowała czółko Kubusia……..była szczęśliwa. Co dnia opowiadałam JEJ o postępach Kubusia…, o minkach, które tak pięknie kształtował na buźce . Chyba na siłę chciałam oddalić od siebie tragedie ,w której trwam .Szłam z Mamą ścieżką, która prowadzi tylko w jedną stronę.. Przez 5 miesięcy mogłam opowiadać godzinami o Kubusiu, którego wówczas niestety mogłam odwiedzać tylko na chwilkę….mama mnie potrzebowała bardziej. Znieczulana morfiną, żyjąca chwilami jakby obok mnie wsłuchiwała się w opowiadania o Kubusiu…jakby ożywiała się Jej psychika. Siedziałam przy łóżku w każdej wolnej chwili. Obowiązków przy chorym jest ogrom,,,ale ten czas na trwanie wprost u boku chorego musiał być najdłuższy. Pamiętam, jak głaskałam, całowałam jej spracowane dłonie, przytulałam się do JEJ SERCA, i wiedziałam, że ONO wkrótce straci swój rytm, wyciszy się na zawsze. Pragnęłam tego MATCZYNEGO CIEPŁA jak najwięcej, jak najdłużej. Traumatyczne sceny równoważyła mi świadomość, że JEDNO SERCE TRACĘ NA ZAWSZE, drugie, to maleńkie będzie biło coraz głośniej— taka kolej życia….trudna do zrozumienia.
Modliłam się trzymając różaniec…kolejne paciorki wyciszały mnie….tak bardzo wówczas potrzebowałam wsparcia od Boga. Siły czerpałam z tej głębokiej wiary. Modliłam się o ulgę w cierpieniu Mamy, o zdrowie dla Kubusia, który jako niemowlak miał sporo infekcji….modliłam się o wszystkich w potrzebie….To był bardzo trudny okres…Mama odeszła w lutym 2007 roku…..i wówczas pozostało mi to maleńkie serduszko…że i to maleństwo wkrótce zostanie tak dotknięte chorobą……nie przewidywałam w najgorszym scenariuszu. Stało się i walkę o zdrowie trzeba było podjąć natychmiast po diagnozie .
MAMO, MOJA MAMO – CZUWAJ NAD NAMI, jak czyniłaś to całe swoje życie.
Wypraszaj łaski, abyśmy doczekali chwili , w której KUBUŚ wyrwie się ze swojego świata. Krzyże w Naszym życiu zawsze stawały na drodze, nieśliśmy je wspólnie z pokorą….ale one są niekiedy tak ciężkie……Mamo…zaszczepiłaś mi wartości, które realizuję , wpajałaś, że trzeba pokornie czekać na drobny sukces…dałaś Nam tyle miłości…dbam o nią , inaczej nie potrafię…Wiem, że miłość pozwala przetrwać wszystko….więc KOCHAM LUDZI , pomagam jak potrafię….Jednego nie potrafię, jeszcze nie potrafię….wyrwać KUBUSIA z chaosu JEGO ŚWIATA….ale się dowiem…będę szukała, pukała do każdych drzwi….a wtedy, kiedy odnajdę drogę dla Niego mogę już iść do CIEBIE…chyba, że znowu będę komuś bardzo potrzebna…zostanę i podejmę kolejne wyzwanie…tęsknimy za Tobą MAMO…..nawet nie wiesz jak bardzo..
Permalink
Miłość i wiara jest tu bardzo silna. W marcu odeszła moja mama, dlatego ciesze się, że zajrzałam. Bo miłośc w kiażdym słowie tu jest. W Smykowej krainie znam dwie osoby które borykaja się z autyzmem swoich dzieci. pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za dalsze postepy Kubusia, za jego walkę i waszą siłę.
Permalink
jest Pani niesamowita, sama mam syna kube …. prawdopodobnie ze spektrum autyzmu … pisze prawdopodobnie bo nie mam odwagi na profesjonalna diagnoze, poki co terapia, terapia i terapia.. dopoki starczy sił. sciskam was mocno.