„Moi rodzice nie widzieli mojego autyzmu oraz wynikających zeń moich zachowań jako jakiegoś złego fatum. Akceptowali mnie zarówno gdy czyniłem postępy, jak również wtedy gdy zastygałem w swoim rozwoju. Kochali mnie bezwarunkowo bez względu na to czy ich miłość miała być kiedykolwiek odwzajemniona. Przez trzy i pół roku pracowali nade mną dwanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. W przeciwieństwie do specjalistów których celem była eliminacja „złych” zachowań i uczenie „dobrych”, aby uczynić dziecko „normalnym” ,rodzice szukali połączenia „ponad” tym wszystkim. Chcieli dotrzeć do mnie budując most ze swojego świata do mojego, most który miałem przekroczyć tylko z własnego wyboru ,a nie przez wymuszenie. Ta metoda nie tylko bardziej humanistyczna i pełna szacunku od „tradycjonalnych” terapii ,ale również posiada w sobie przyrodzoną logikę(..).
Wyobraźcie sobie teraz inną możliwość; pokazują wam świat gdzie wasz każdy ruch jest chwalony, gdzie jesteście darzeni uczuciem i we wszystkim wspierani, zachęcani do postępów i gdzie wasze życzenia byłyby respektowane gdzie to tylko możliwe. Kto nie chciałby po godzinach znaleźć się w takim miejscu? Program rodziców został stworzony na bazie uczucia, którego każdy chciałby doświadczyć ,ale rzadko otrzymuje. Wyobraźcie sobie przyjaciela, kochankę, rodzica kochającego was bezwarunkowo i nie osądzającego was za nic. Jak byście się czuli? Nie ma na ziemi nikogo ,kto by mógł marzyć o czymś takim. Autystyczne dziecko nie może dostać większego prezentu. Trzeba tu podkreślić ,że moi rodzice byli zupełnie samotni ze swoimi myślami i wysiłkami. Nikt ich nie podnosił na duchu. Znajomi i rodzina w większości zostawili ich samych lub byli bezużyteczni. Co więcej lekarze gwałtownie oponowali i starali się wszystko jeszcze skomplikować (..)
Bardzo ważną formą aktywności z ich strony było dołączanie się do mnie cokolwiek bym nie robił. Gdy kręciłem talerzem ,robili godzinami to samo. Gdy kiwałem się, też się kiwali wraz ze mną. Te praktyki wywoływały dużo krytycznych uwag otoczenia. Wielu specjalistów twierdziło, że to najgorsza rzecz jaką mogli zrobić ,gdyż wzmacniali tylko moje autystyczne zachowania. Ci ludzie jednak nie rozumieli punktu widzenia moich rodziców widząc ich działania poprzez okulary zabarwione swoją filozofią. Rodzice przede wszystkim szukali ze mną kontaktu. Nie mogło dać tego ciągłe bombardowanie mnie poleceniami i dezaprobatą. Podążając ze mną, pokazując ,że to co robię jest OK. było najlepszą drogą do tego rodzaju kontaktu jakiego poszukiwali. Faktycznie pierwszy przełom we mnie miał miejsce dzięki dokładnie temu działaniu.
Zacząłem po raz pierwszy spoglądać na moich rodziców nawiązując kontakt wzrokowy, fundament każdej więzi. W miarę jak zmieniałem się, rodzice dostosowywali do mnie swój program. Przeciwnie jak w „tradycyjnych” metodach mama i tato pozwolili mi być nauczycielem. Używali mnie jako przewodnika dostosowując się do tego jakim byłem a nie jakim powinienem być.
Mój postęp przebiegał jako wolne zmiany przerywane gwałtownymi skokami i przełomami. Gdy miałem 4 lata nie byłem już stymulującym się, milczącym, nie kontaktującym beznadziejnym przypadkiem tylko towarzyskim, rozmownym i lubiącym zabawę chłopakiem. Energia, optymizm, miłość, poświęcenie, odwaga którymi emanowali moi rodzice pomogły mi wynurzyć się ze skorupy autyzmu bez jakiegokolwiek śladu poprzedniego stanu. Wyjątkowe jest moje szczęście ,gdy myślę o rodzicach ,a wyobrażając sobie co mogłoby być chwytam głęboki oddech. Sądzę, że tym ,co czyni moją historię tak zadziwiającą i znaczącą nie jest samo wyleczenie mnie (chociaż oczywiście nie mam żadnych „reklamacji co do tego), ale sposób w jaki rodzice postrzegali i reagowali na mój autyzm. Chociaż wiem, że to moje wyzdrowienie tak zawładnęło ludzką wyobraźnią uważam ,że dużo więcej można tu dostrzec(..) Moja historia nie jest opowieścią o rodzinie wygrywającej bój i pokonującej złe doświadczenia. Moi rodzice przeszli ponad tym wszystkim. To było wyzwanie ,ale dla naszej rodziny nie była to męka. Jest to raczej opowiadanie o ludziach, którzy to co inni nazywają ohydą uczynili czymś pięknym. To historia dwojga rodziców ,którzy jak to napisał mój ojciec w swojej książce Son-Rise; The Miracle Continuous ucałowali ziemię ,którą inni przeklęli.(..)
Każdy realista mógłby powiedzieć tak: „Chłopiec jest autystą, jego IQ jest poniżej 30, to nieuleczalny przypadek, ludzie nie odkryli natury tej choroby. Jest pełno dowodów na to, że dziecko jest nieosiągalne dla kontaktu – lekarze to mi udowodnili. Nawet gdybym miał czas na opracowanie i zastosowanie mojego programu wobec dziecka znajdę milion przyczyn dla których to nie zadziała. Najlepiej upewnić się ,że ma ono dobrą opiekę i dać sobie spokój”. W taki sposób wielu litościwych i współczujących ludzi mówi codziennie o dzieciach z autyzmem.(..)
Chciałbym żyć w prosty sposób. Miałem do tej pory wspaniałe życie. Byłem wyróżniający się w szkole i prowadziłem bujne życie towarzyskie ( jako nastolatek zwykłem chwalić się jak to byłem w szkole pierwszym w organizowaniu prywatek). Ostatnie trzy lata szkoły średniej spędziłem uczęszczając do koledżu w moim rejonie. Do dziś utrzymuję kontakty z kolegami ze szkół podstawowej i średniej. Złożyłem podania do kilku uczelni Ivy League i zostałem przyjęty do Brown University in Providence, Rhode Island. Byłem pełen zachwytu po tym wyborze. Odnosiłem duże sukcesy na uczelni i spędziłem pierwszy rok w ramach wymiany na Uniwersytecie Sztokholmskim w Szwecji. Dużo podróżowałem tego roku i odwiedziłem prawie wszystkie kraje europejskie.(..)
Ukończyłem kierunek etyki biomedycznej na Uniwersytecie Brown.
Gdy ukończyłem uczelnię ,chciałem oczywiście podjąć pracę jako profesjonalista. Ale podczas studiów odkryłem dwa nowe zainteresowania z których nie zdawałem sobie sprawy wcześniej. Obydwa całkowicie zmieniły moje życie. Pierwszym była polityka. Zacząłem bardzo interesować się lokalnym i krajowym życiem politycznym, czytywałem i pisałem kontrowersyjne artykuły i należałem do organizacji politycznych w kampusie. Podczas wyborów w 1992 roku spędziłem dużo czasu organizując kampanię jednego z kandydatów na prezydenta(..)
W trakcie mojej kariery odkryłem w sobie coś interesującego. Gdy mam do czynienia z młodą osobą czy jest to student którego uczę ,czy też autystyczne dziecko z którym pracowałem w przeszłości, odnajduję siebie czując w sobie życzliwość, dynamikę i kreatywność. Jeżeli nawet mam zły dzień czy też coś mnie martwi, jestem w doskonałej formie będąc z dziećmi. Rozmawiałem z wieloma takimi ludźmi. Nawet jeżeli ktoś tego nie czuje ma w swoim życiu prawie zawsze punkt gdzie może wykazać takie cechy jak ja odnośnie kontaktu z dziećmi. Nasuwa się pytanie; co będzie jeśli uczynię całe swoje życie jednym pomieszczeniem zapełnionym dziećmi? Jeżeli mogę błyszczeć pracując z nimi dlaczego nie pozostawić swojej psychiki na takich obrotach przez cały dzień? Czy jest to możliwe? To temat do przemyślenia (..)
Być nierealistycznym, mieć kontakt z najlepszymi, kochać kogoś bezkrytycznie i bezwarunkowo, wzmacniać siebie, trzymać się swojej drogi, mieć nadzieję, że napotykanie rzeczy niemożliwych uczyni nasze życie ciekawszym zamiast nas powstrzymywać. Takie podejście jak wiemy może zmienić życie dziecka, przyjaciela czy też każdego z kim mamy do czynienia. To podejście naprawdę może umożliwić nam poruszenie gór z miejsca.
Pozostaje ciągle pytanie; czy jesteśmy w stanie mieć marzenia, wnosić piękno i treść w nasze życie i czy w każdej chwili potrafimy być kreatywnymi pasjonatami? Czy możemy to wszystko uczynić tym czego oczekujemy od świata? Czy też świat pomoże nam to utracić? Pamiętajmy ,że nigdy nie jest za wcześnie na stłumienie naszych pragnień (..).”
Historia Rauna może być mottem dla każdej rodziny, która zmierza się z chorobą dziecka….nie tylko AUTYSTY…ten autentyczny przypadek człowieka, którego uleczyła tona miłości jest drogowskazem, że w życiu prawdziwa miłość jest tą potęgą…miłość do DZIECKA nade wszystko…a z czasem ono Tobie podziękuję.. na zamyślonej buźce….
kliknij na zdjęcie
z czasem zacznie pojawiać się tylko uśmiech..
kliknij na zdjęcie..