Kubuś żyje w swoim świecie…jest z Nami, częściej jednak zupełnie obok .
Jego komunikacja z otoczeniem odbywa się z użyciem gestów, pojedynczo wypowiadanych sylab, które rodzą niekiedy proste słówko.
W tygodniu w ten maleńki mózg wkradł się dziwny lęk…podszedł do mamy, wtulił się i swoimi słowami oznajmił….
– mama –boje…ał – pokazał na główkę….
– boli Cię…
.-nie…Pani ał ( Kubuś na obcych – mężczyzn, kobiety mówi zwyczajnie – Pani)
– Pani zrobiła Tobie ał…
–taaa;
– a co się stało,
– ał, boje ; Pani Ciebie uderzyła ;
– taaa;
a gdzie —tu…pokazał na główkę, potem oko, nos, pupę, nóżki….
To była wymyślona scenka, taka sytuacja nie miała miejsca, nikt Kubusia przecież nie uderzył…drżał jakieś 10 min podkreślając cały czas, jak bardzo się boi…
Takie chwile przerażenia są okropne….w obecności Kuby tonujemy głosy, o głośnym , szczerym śmianiu zapomnieliśmy dawno…….On się boi głośnych dźwięków….ogląda bajeczki tylko realne i to sporadycznie….czas spędzony przed telewizorem jest ograniczony do minimum, fale rozpraszają jego główkę, pobudzają….scen bicia nigdy nie widział, nawet w telewizorze…no i taka historyjka z podtekstem przemocy sama gdzieś zapukała do jego mózgu…ot, AUTYSTYCZNY świat.
Trwanie u boku chorego dziecka jest bardzo trudne, ale zawsze trzeba się wspierać wierząc, że to jakaś lekcja życia w określonym, sensownym celu….którego na początku, pośrodku drogi jeszcze nie znamy…..poznamy ten sens w jakimś momencie….i spadnie na Nas dokładnie tak samo, jak ciężka, okrutnie ciężka diagnoza o chorobie kogoś najdroższego na świecie……DZIECKA….