Recenzja książki Hanny Jaklewicz „Autyzm wczesnodziecięcy”
„Zaczynając czytać książkę Hanny Jaklewicz uświadamiamy sobie, że w dalszym ciągu stoimy u progu tajemnicy, pomimo wielu lat badań nad autyzmem. Odkrycie jej jest istotne w niesieniu ulgi cierpiącym i osamotnionym dzieciom, które zaledwie pojawiły się na tym świecie, a już szybko odwróciły się od niego, nie mogąc się w nim odnaleźć.
Dzieci autystyczne, zanim zostały opisane przez Leo Kannera w 1943r., a ich zaburzenia ujęte w kategorie zespołu, były obiektem fantastycznych opowieści, bohaterami baśni. „
Tak postrzegano i postrzega się nadal dzieci cierpiące na AUTYZM….ich zachowania mogą posłużyć do redagowania powieści z podtekstem fantastycznym, mogą być bohaterami baśni…mówią o nich KOSMICI.
Wiedza na temat schorzenia raczkowała jeszcze w latach 70, w latach 80 tempo badań znacznie przyspieszyło, fala zachorowań nagle wzrosła, a przyczyny jej zagoszczenia w tych małych główkach są przeróżne. Jak więc leczyć dzieci, których podłoża choroby się nie zna, metody leczenia dobierane są na zasadzie indywidualnego dopasowania do każdej istotki, bo każdy chory ma inne potrzeby, swój autystyczny świat widzi inaczej…
Tak, to prawie baśniowa opowieść, gorzej z odgrywaniem głównych postaci w tej baśni..małego bohatera, rodziców, bliskich….to nie jest baśń o Królewnie Śnieżce, zbliżyłabym się bardziej do Kopciuszka…
Samotna, odrzucona przez los dziewczyna znosi mnóstwo upokorzeń, by z czasem zakwitnąć niczym ten kwiat paproci i okazać swoje piękno…
Te dzieci żyją w swoim świecie, postrzegają inaczej rzeczywistość…szczelnie chowają swój tajemniczy świat uwity w swoich główkach, kontakt z otoczeniem nawiązują w chwilach, kiedy one chcą….to jest bardzo, bardzo, trudna walka . Dzieci trzeba ukształtować , uczyć samodzielnej egzystencji, uczyć podstaw życia….a nauczone zasady, ponownie zapomniane wdrażać od nowa. Ten cykl niczym karuzela kręci się bezustannie…
Wierzę, tak bardzo wierzę, że uda się wyrwać Kubusia z tego labiryntu, że zacznie uwalniać swoją główkę z przykrych, bolesnych doznań….tak bardzo boli niemoc, tak bardzo boli trwanie u boku chorego, którego możesz wspierać z całych sił, a on Ciebie gdzieś podświadomie odrzuca. Sił niekiedy brakuje, życie gdzieś z boku też wymaga pracy, zdobywania, to są problemy codzienne, z którymi każdy się zmaga..
Trzeba walczyć o to przetrwanie najtrudniejszego okresu, trzeba pokornie zdobywać każdą chwilę i cieszyć się z tych maleńkich sukcesów….Miłość, którą darzymy Kubusia, to element jego wspierania, to lek najtańszy i tak piękny dla Nas samych….
słówko Kubusiowi-kiedyś odczyta..