2008 rok..7 sierpnia..to mój szczególny dzień.

6 sierpnia 2008 r.był jednym z przełomowych dni w moim życiu. Po dwóch miesiącach przygotowania trafiłam na Oddział Szpitalny, aby 7 sierpnia poddać się operacji. NOWOTWÓR, to bardzo groźne słowo w swoim znaczeniu, jak i walce z nim. Diagnoza, że to „COŚ” we mnie zamieszkało padła- ot- tak znienacka 13 czerwca w piątek 2008 r…Jak większość  osób, które usłyszą takie słowo rodzi się burza w mózgu. TO MÓJ KONIEC..ODCHODZĘ  z tego świata, …DLACZEGO??…Mam jeszcze tyle spraw niezałatwionych. DZIECI, WNUCZEK…PRZYJACIELE .  Wewnętrzny bunt, krzyk…a potem POKORA i pytanie, co dalej??? Boże. Mogę dzisiaj Tobie podziękować, że wokół mnie było tyle bratnich dusz. PRZYJACIÓŁ, bliskich..Dzięki ich wsparciu pokonywałam swój wewnętrzny lęk. Mój dom był zawsze otwarty dla wszystkich. W tym trudnym okresie, co dnia ktoś wnosił tony dobrej energii. Dzięki PRZYJACIOŁOM, ich obecności psychika oczyszczała się z toksycznych myśli, a roztrój zdrowia po dawkowaniu silnych leków był jakby mniej dokuczliwy. Telefony, e-maile, wizyty osobiste…tysiące słów wsparcia. Pamiętam mojego KUBUSIA, który jeszcze w tym okresie nie okazywał żadnych zmian w rozwoju. Cieszyłam się tak bardzo…Wpatrując się w tą moją Iskierkę, tuląc, ściskając… dziecinna magia beztroski. Wpatrywałam się w Jego czarne oczka, widziałam w nich tyle blasku..Uczyłam typowych zabaw maluszka „ kosi-kosi”, poślij całuska…Nie czułam w tych chwilach bycia z nim żadnych dolegliwości fizycznych.Gdzieś się tłumiły. Walczyła jednak psychika. Snułam tyle planów…chciałam Jemu stworzyć bajeczne dzieciństwo. Czytać bajki, bawić się, uczyć piosenek. Być taką BABCIĄ, którą mój wnusio będzie bardzo kochał.  Gorzkie łzy zraszały moją twarz, kiedy nagle przypominałam sobie, że może to tylko plany, …bo przegram. Będę miała przerzuty. W trakcie operacji zobaczą inne obszary nacieków zajęte przez chorobę…Z tych traumatycznych myśli wyrywał mnie Jego uśmiech, motywowanie do zabawy z nim…’ BABA oć BUBY”…no to szłam..

6 sierpnia 2008 r. – przygotowania typowe do operacji…swoje łóżko…z boku najbliżsi.7 sierpnia 2008 r. – godzina 11.00 -wjazd na blok operacyjny. Jechałam na tym łożu w pełni świadoma. Z boku moje córki ..Odprowadzałam je wzrokiem ,nie chciałam już rozmawiać. Uścisk dłoni, mocne przytulenie. Strach w ich oczach był w tym momencie pewnie większy od mojego…Kilka godzin pracy lekarzy…i przebudzenie na Sali pooperacyjnej. Pierwsza myśl???? Żyję, wybudzałam się. Boli, ale żyję. Z boku przy łóżku nie powinno być nikogo….  były moje dziewczynki, moje Córki. Spojrzałam na nie…obraz po narkozie lekko się rozmywał. Miałam spać…Dokoła sprzęt specjalistyczny- kable, kroplówki …CUDOWNY PERSONEL MEDYCZNY…Kolejne doby, to już okres czekania na wyniki pooperacyjne. Czy usunięto wszystko, co nie powinno sobie we mnie zamieszkać, czy jeszcze jest, choć w innym obszarze…Otoczona gronem Przyjaciół, bliskich nie mogłam myśleć o najgorszym. Moja psychika oddalała coraz bardziej ostateczną porażkę, ból łagodzony był farmakologicznie. Chciałam tak bardzo powrócić do domu. Już, zaraz, natychmiast…Mój pobyt wydłużył się. Ktoś” poczęstował „mnie gronkowcem…Cóż…kolejne dolegliwości bólowe, temperatura, utraty świadomości. WALKA.Trochę to trwało. W 15 dobie „zwolniono” mnie do domu. W dniu, kiedy wychodziłam do domu była już wstępna diagnoza, że „ZERO KOMÓREK RAKOWYCH”…CUD??? NA MILION PROCENT..Po 30 dniach wyniki całościowe potwierdziły ten CUD. Inne obszary organizmu nie zostały zaatakowane…Bieżące kontrole już do końca życia, …ALE WYGRAŁAM…LEKARZE usunęli to, co było zbędne….DOSTAŁAM NOWE ŻYCIE…ZREGENERUJE SIĘ TAK SZYBKO, JAK TYLKO POTRAFIĘ..IDĘ DALEJ…Jeszcze wtedy tak głębokiego sensu tej dalszej drogi nie przewidywałam….Poznałam ten sens mojego sukcesu z chwilą, kiedy mój najdroższy WNUCZEK został zdiagnozowany…AUTYZM…to kolejne lata życia w tak trudnej walce. WALCE O DZIECKO…Istotkę, która też rozpoczęła życie od nowa…Uczy się wszystkiego od podstaw…Bo w życiu nic nie dzieje się przypadkowo.Wszystko ma swój sens. Jakieś poprzedzające zdarzenia wzmacniają nas po to, by kolejne, trudniejsze wyzwania można było zaakceptować. Po to, by psychika ułożyła sobie poprawny kierunek bez ogromnej paniki, która może pogrążyć, doprowadzić do załamania. Życie samo scenariusz pisze…my jesteśmy tylko postaciami, bohaterami w tym serialu. Gramy różne role….a ich obsada już nie od nas zależy. Głównym reżyserem, scenarzystą zarazem jest TEN, który decyduje ponad możliwościami najpotężniejszych mądrych umysłów…Tobie Boże oddaję każdy poprzedni, jak i przyszły krok w moim życiu…A Ty mnie tylko prowadź i trzymaj za rękę…Pójdę szlakiem, którym mnie poprowadzisz…ze światłem, który mi podarujesz…Jeszcze mam tyle do zrobienia. Czy dam radę???  Ty znasz odpowiedź, ja mogę się tylko starać.Dzisiaj dziękować całym sercem za minione trzy lata. Za to, że mam jeszcze siły być u boku bliskich..i trwać na tym ringu walcząc o przyszłość Kubusia. To cel nadrzędny…i TY Boże o tym wiesz…

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=E4tRK9zGxV4&feature=related[/youtube]

ŻYCIE JEST PIĘKNE..CHOCIAŻ CZĘSTO BARDZO BOLI..ŻYCIE JEST PIĘKNE…TRZEBA TYLKO MIEĆ OCZY SZEROKO OTWARTE, ŻEBY TO PIĘKNO DOSTRZEC..

Jeden komentarz


  1. Gdy ktoś tak jak Pani przeżywa swoje życie w miłości, która nie oczekuje nagrody, w odpowiedzialności, która nie podlega niczyjej krytyce lub pochwale-to znak wiary, ufnej w ostateczne zwycięstwo. Dlatego Bóg pozwolił Pani zwyciężyć. Kłaniam się Pani, bo nie spotkałam tak wspaniałego człowieka i babci zarazem i życzę zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia

Comments are closed.