Wkrótce minie piąty rok od dnia, kiedy podjęłam decyzję o czynnym udziale w wirtualnym świecie.
W marcu 2010 roku po sporych wątpliwościach- czy powinnam, dam radę, będę miała czas -zrobiłam pierwszy wpis na łamach bloga.
Dzisiaj, co podkreślam kolejny raz wiem, że to była jedna z trafniejszych decyzji w moim życiu.
Ciepłe, szczere przyjęcie przez grono internautów dodawało sił w trudnym okresie początku walki o umysł Kubusia. Wzajemna wymiana doświadczeń przez Rodziców, którzy mieli już wiedzę w tematyce AUTYZMU stanowiła dla mnie drogowskaz o sposobach, sprawdzonych metodach wprowadzania dzieci ponownie w nasz, zdrowy świat.
Pozyskiwałam bagaż informacji, by wspierać moje dzieci na wyprawę, której METY nie zna nikt.
Krąg przyjaznych osób powiększał się bardzo szybko.
Każde dziecko miało, ma swoją historię.
Z czasem nawiązywałam znajomości nie tylko z Rodzicami dzieci zaburzonych autyzmem, ale i innymi schorzeniami. Fantastyczni, cudowni ludzie stawali na moim szlaku.
Czułam, jak bardzo przywiązuję się do nich. Los każdego dziecka stawał się cząstką mnie samej.
Trudy Rodziców, bliskich – emocje rozumiałam nie z teorii, a własnego doświadczenia.
Wiem jak bardzo cieszy stabilizacja, jak boli niemoc, jak stresuje brak akceptacji, walka z bezdusznymi urzędnikami, którzy pozbawieni empatii spychają zmęczonych Rodziców do kolejnego okienka.
Chciałabym im wszystkim pomóc, wyręczyć, odciążyć – w wielu przypadkach to jest niemożliwe.
Ich porażki są moimi porażkami.
Tytuł mojego boga „ Pokochajcie Kubusia-Pamiętnik Babci Gosi” pewnie w jakiś sposób odróżniał się od pozostałych. Zazwyczaj to Rodzice zrzucają na papier codzienność – radości, smutki opisując życie Rodziny.
Nie pamiętam niestety, kto pierwszy napisał do mnie „babciu Gosiu”.
Wiem, że wzruszyłam się tego dnia bardzo. Pomyślałam, że jest to dla mnie ogromny zaszczyt zostać wirtualną babcią dla moich dzieciaczków. Każde z nich znajdzie pokoik w moim sercu. Raz przyjęte – zostanie z „meldunkiem” na zawsze, póki żyć będę.
Kolejne przekazy, zwroty – „Babciu Gosiu” stawały się siłą, bodźcem na dalsze dni. Muszę jeszcze załatwić to, to i to. Oni czekają na rozwiązanie problemu.
Bywało, bywa, że niekiedy tych próśb jest sporo. Rozwiązanie dla każdego musi być.
Często, to zwyczajna rozmowa, podtrzymanie na duchu – nic nadto.
W chwili, kiedy skumuluje się stres trzeba ten bałagan z siebie wyrzucić, znaleźć kogoś, kto wysłucha, pocieszy – tylko tyle.
Staram się być dawcą pomocy, ale i wielokrotnie byłam sama jego biorcą.
„Obita” ogromnymi problemami czułam, jak inni niosą mnie na swoich plecach tak długo, póki odzyskałam siły do dalszej drogi.
Nie sposób opisać słowami mojej wdzięczności za pomoc, którą wielokrotnie otrzymywałam.
Kiedyś opiszę podróż choćby z ostatniego okresu półtora rocznego, w którym siedzę na zardzewiałej huśtawce, zeskoczę, aby złapać powietrza i ponownie ktoś mnie na ten „klamot” wsadza.
Już bliżej, niż dalej do złomowania okropnej machiny. Cały czas z ufnością, pokorą czekam…
Opiszę choćby po to, by inni nie poddawali się zawirowaniom życiowym, przeczekali kryzys, by wstać z potężną siłą.
Skąd tytuł „ Pokochajcie Kubusia”?. Zrodził się z wewnętrznego lęku o los malutkiego wówczas chłopczyka, który z czasem dorastania może być odrzucony przez środowisko.
Nasza MIŁOŚĆ nigdy nie zgaśnie, ale czy Kubuś odnajdzie swoje miejsce w społeczeństwie, czy nie stanie się obiektem kpin, pogardy tylko, dlatego, że ma zaburzony umysł?
Psychika moja, moich dzieci musiała przygotowywać się na takie starcia choćby, dlatego, by mniej bolała przykra sytuacja. Szczęście, że nie było ich do tej pory wiele …, ale były niestety i pewnie będą.
Tym samym troski Rodziców, bliskich dzieci dotkniętych wieloma zaburzeniami są dla mnie tak ważne.
Oni są moim darem, sensem życia. Mam wiele bezcennych podarunków od dzieciaczków.
Cudowne prace, w które włożyli swoją niezwykłą szczerość. Laurki, obrazki, wyklejanki, zdjęcia z dedykacją stanowią niezwykłe pamiątki. Wszystkie eksponuję, niczym relikwie.
Czas mknie jak szalony. Często brakuje chwil, by, choć jednym słowem codziennie każdego pozdrowić, spytać, co u Was.Nie pisząc, nie znaczy, że nie pamiętam o nich, zapomniałam..
„Rozrosła” się ilość moich wirtualnych wnucząt już w setki. Każdy jest dla mnie wyjątkowy, kochany, taki mój.
Wczoraj od „Pszczółki Mai” znanej wielu w kręgu dzieci z Autyzmem otrzymałam piękny, spontaniczny przekaz.
Dzielę się nim z Wami publikując zdjęcie. Dla takich chwil warto żyć. Budzić się, co dnia z wiedzą, że nie jesteś sam. Gdzieś daleko jest ktoś, kto myśli.
W szarości życia dostrzec jeden promyk – wystarczy, by pojąć, że nie jest aż tak ciemno.
KOCHAM WAS MOJE CUDOWNE DZIECIACZKI, TEŻ STARSI ‘ nieco”.
Kocham, bo każdy z Was ma najbardziej czyste, piękne wnętrza pozbawione egoizmu, cynizmu, buty.
Choć los wyznaczył trudniejsze życie, Wy jesteście tym fundamentem spontanicznego dobra, szczerości.
Wiele zdrowych osób niestety nie pozyskało cech, które mają osoby słabsze, chore, biedne.
Oddalają na siłę piękne wartości moralne, których się nie trzeba uczyć. Raz zasiane kwitną na czystym, niczym nieskażonym podłożu.
„Wiele lat temu był zwyczaj, że ludzie przynosili swoje dary przed ołtarz. Pewien znany kaznodzieja zaapelował do ludzi, aby złożyli ofiary na dobry cel. Wielu przyszło,by złożyć swoje dary miłości.
Wśród nich znalazła się mała ułomna dziewczynka, która przyszła, utykając, i stanęła na końcu kolejki.
Zdjąwszy z palca pierścionek, położyła go na stole i poszła z powrotem w górę nawy.
Po nabożeństwie posłano szwajcara, aby przyprowadził ją do pokoju kaznodziei. Ten powiedział:
– Moja droga, widziałem, co zrobiłaś. To było piękne. Lecz ludzie okazali tak wielką hojność, że mamy wystarczająco dużo, by zaradzić potrzebie. Czujemy, że nie mamy prawa zatrzymać twojego cennego pierścionka, więc zdecydowaliśmy się dać ci go z powrotem.
Ku jego zdumieniu mała dziewczynka energicznie potrząsając głową, odmówiła:
– Ty nie rozumiesz – powiedziała. – Nie dałam mojego pierścionka wam, dałam go Bogu!” Joe R.Barnett
Małgosia Kupiszewska wydała PIĘKNY ALBUM, „ Dokąd Zmierzasz”. Mam to szczęście, że podarowała mi swoje dzieło.
W dedykacji przytoczyła zdanie, które jest tak prawdziwe: „Dawać, to nie znaczy tracić”.
Zatrzymaj się na chwilkę, rozwiń myśl …i pomyśl, czy dając gram siebie drugiemu człowiekowi cokolwiek stracisz? Wszak nie tylko dobra materialne stanowią o naszej szczodrości..
Dziękuję Bogu za Was , za każdego, kogo dane mi było, jest poznać.
Wasza Babcia Gosia.