[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=KC_OyBHwjZ8[/youtube]
Fragmenty z ksiązki „ Przyjaciel Ben” ; Źródło : Internet
Nowa książka A Friend Like Ben (Przyjaciel Ben) opowiada niezwykle poruszającą historię, jak samotny i ciągle rozgniewany George, zamknięty w swoim autystycznym świecie, znalazł ocalenie w wiernym zwierzątku.
Kiedy weszłam do sypialni, stanęłam jak wryta i zobaczyłam George’a. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że musiałam się opanować. Jakoś zdołał otworzyć okno i wyszedł na zewnątrz. Stał po drugiej stronie szyby, gołe stopy na gzymsie obok otwartego okna. Trzecie piętro.
„Co chcesz zrobić, George?” zapytałam. Patrzył w jakiś punkt za moją głową. George nie miał poczucia niebezpieczeństwa. Spojrzałam na zegarek, jakby mnie to nic nie obchodziło. „Już późno, George,” powiedziałam, usiłując ukryć w głosie panikę.
Po chwili przeszedł z powrotem po gzymsie i wszedł do pokoju. Autyzm czasami czynił świat Georga bardzo samotnym, dla innych dzieci George był tak niezrozumiały, jak one były dla niego. Bały się jego ataków wściekłości, krzyków i wrzasków, kiedy przerażał go ich hałas i poszturchiwanie go na szkolnym korytarzu.
Samo doprowadzanie go do szkoły było nie lada wyczynem: kiedy przejeżdżały samochody wsadzał głowę w żywopłot, tak bardzo przerażał go hałas. Kiedy ktoś wchodził niespodziewanie do mieszkania, zwijał się w kłębek i zaczynał się kołysać. Nienawidził nawiązywania kontaktu wzrokowego. Jego emocje były jak gotujący się czajnik i musiałam go przed nimi chronić, bo mógł wyrządzić sobie krzywdę – gryzł się po rękach do krwi, albo ciągnął się za włosy tak, że na głowie miał żywe ciało.
W głębi duszy czułam, że w jakiś sposób znajdę klucz by otworzyć to co w nim siedzi – tylko nigdy bym sobie nie pomyślała, że będzie on w kształcie puszystego czarno-białego kota o mądrych zielonych oczach. Pomimo, że od dziecka kochałam zwierzęta i zawsze miałam niechciane przez innych zwierzęce sierotki w domu i na zewnątrz, byłam zdeterminowana by nie zostać oficjalnym właścicielem kota.
Byłam na pełny etat zajęta opieką nad Georgem – w nocy spał tylko 3 czy 4 godziny. Nie interesował się niczym, w przeciwieństwie do innych dzieci. Trudno mu było nawiązać jakikolwiek kontakt.
Pewnego letniego poranka w 2006 roku, kiedy George miał 10 lat, przybył do nas dachowiec i wszystko się zmieniło. Zabrałam go do weterynarza na badania.
Kiedy George zobaczył go, spojrzał prosto w te kocie oczy. Zwykle nie mógł znieść czyjegoś spojrzenia na dłużej niż ułamek sekundy. Potem zwrócił się do kota wysokim śpiewnym głosem, którego nigdy przedtem nie słyszałem. Był to taki rodzaj głosu, jakim ludzie zwracają się do dzieci, pełny miłości, a kot natychmiast go słuchał.
W momencie kiedy zobaczyłam tę iskrę porozumienia między nimi, wiedziałam, że Ben będzie nasz. Zobaczyłam przebłysk czegoś, za czym zawsze tęskniłam, a co zabrało mi całe życie by zobaczyć – mojego syna okazującego miłość innej żywej istocie. Wszystko na co mogłam mieć nadzieję, to był ten kot, że on zostanie jego przyjacielem. Ale nigdy nie mogłabym przypuszczać, że on na zawsze zmieni nasze życie.
Ben pojawił się w odpowiednim momencie, by dać synowi to, czego najbardziej potrzebował – akceptację. Chodził za Georgem od momentu kiedy się obudził, do chwili kiedy wchodził na piętro do sypialni. Otwierał w nim drzwi i kiedy wchodziliśmy przez nie razem, odkrywaliśmy nowy świat. „Ptak uciekł od niego, ale on zdobędzie skrzydła i weźmie go w niewolę. Ben potrafi latać jak samolot. Kiedyś był pilotem”. George nigdy nie mógł mi nic takiego powiedzieć. W rozmowach z Benem mógł poruszać każdy temat, o którym słyszał w swojej bogatej wyobraźni.
Czasem gubiliśmy się na całe godziny wyobrażając sobie przygody Bena i prawie zapomniałam jak cichy był dom zanim przybył Ben. Nasze dni były pełne rozmów i śmiechu i teraz szczęście George’a zaczyna się przedłużać z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, kiedy zaczął posługiwać się Benem by mi powiedzieć to, czego nie mógł powiedzieć wprost do mnie – swoje myśli, uczucia i historie, które ciągle wypełniały jego wyobraźnię.
Ben był z nami tak bardzo blisko, że nawet kiedy wybiegał, był również z nami, gdyż rozmawialiśmy o nim cały czas. George znalazł również innego przyjaciela oprócz Bena, był to chłopiec sąsiadów o imieniu Arthur. „Jesteś moim najlepszym przyjacielem,” mówił George do Artura kiedy patrzył w przestrzeń. Byłam pewna, że wesoła strona George’a ujawniona przez Bena pomogła mu zaprzyjaźnić się z Arthurem.
Jego pierwsza prawdziwa przyjaźń była jakby skokiem, który Ben pomógł mu zrobić. We wrześniu 2009 roku, kiedy byliśmy na wakacjach w Egipcie, ojciec George’a wprowadził się do nas by opiekować się Benem. Drugiego wieczoru zadzwonił i powiedział, że nie widział Bena od 24 godzin. Coś było nie tak. Ben nigdy nie oddalał się od domu. Kochał swój dom i nigdy nie wychodził dalej niż do ogrodu. Poczułam zimno i zaczęłam się trząść. Nie mogliśmy bez niego żyć. Było to niemożliwe. Musiał wrócić do domu. Rozpłakałam się.
W jednej chwili straciliśmy coś bezcennego, a w następnej zdałam sobie sprawę, że to coś odeszło. W momencie kiedy spojrzałam w oczy George’a, wiedziałam co mi zabrano i jak bardzo George zźył się z Benem. Jedynym, co świadczyło o bólu i panice, jakie odczuwał George, były jego sztywno wykręcone ręce. Tak robił kiedy był młodszy i zdenerwowany.
Natychmiast zorganizowałam powrotny lot to domu. Wiedziałam, że niewielu zrezygnowałoby z wakacji po to by szukać kota, ale nie mieliśmy wyboru. Dla George’a i mnie Ben był czymś dużo ważniejszym niż tylko kotem. Był jego oknem na świat, kluczem do drzwi, które go otwierały. Musiałam go znaleźć, gdyż byłam bardziej przerażona niż mogę wyrazić tym, że nigdy znowu w oczach George’a nie zobaczę tego błysku.
Widziałam tylko jeden sposób by powrócił. Musiałam go znaleźć. W domu George spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem i powiedział: „Ty to zrobiłaś. Chciałaś żeby odszedł i to zrobił. To twoja wina.”
Ogarnęło mnie straszne poczucie winy. Wszystko wydawało się zatrzymać, jakby z naszego domu odeszło życie. Byłam pewna, że bez Bena George się cofnie do czasu zanim w nasze życie wkroczył Ben, zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mogłabym tego znieść. Postanowiłam go odnaleźć. Zarejestrowałam go w internecie na stronie zagubionych zwierząt. Na sznurkach do suszenia w ogrodzie zawiesiłam jego kocyki, z jego zapachem w powietrzu by go przywołać. Nad rzeką rozrzuciłam zawartość worka z odkurzacza z nadzieją, że wywęszy dom.
W ogrodzie na sznurkach powywieszałam kawałki świeżej makreli, wiedziałam, że to pomoże. Porozwieszałam tysiące plakatów i ogłoszeń oferujących 250 funtów nagrody i codziennie spędzałam godziny jeżdżąc autem w każde miejsce które przyszło mi do głowy i rozdawałam ulotki. Rada miejska groziła mi prokuraturą za zaśmiecanie. Z domu odeszło życie i śmiech. „Nienawidzę cię” powtarzał George kiedy wracał ze szkoły.
Wielokrotnie mówił „Nie mogę oddychać” i odmawiał jedzenia. „Nie mogę przełykać. Wyskakuje mi serce”. Aż 21 grudnia zadzwonił telefon. „Czy nazywa się pani Julia Romp, a pani kot ma na imię Ben?. Tak” – odpowiedziałam. „Tak mówią dane na mikroczipie. Kot jest u mnie – w Brighton.”
Do Brighton jest około 100 km. Padłam na kanapę. Kiedy tam dojechałam, kot obrócił głowę w moim kierunku i wszystko co widziałam to te oczy – ogromne, zielone i mądre. „Ben!” – wykrzyknęłam i rzuciłam się na kolana.